czwartek, 23 lipca 2015

Kilka słów usprawiedliwienia...

Na początku zaawansowanego sezonu ogrodniczego, w wyniku dość poważnego wypadku drogowego ( spotkanie na autostradzie z TIRem), z którego wyszłam z czterema złamanymi zebrami i palcem, zostałam na jakiś czas wyłączona z prac ogrodowych. Ślimaki w straszliwej ilości buszowały i pożerały z lubością moje hosty, chwast się rozszalał a 2 miesiące bez poważniejszego deszczu dopełniły całości.

Gdy doszłam nieco do siebie po wyjściu z niemieckiego szpitala, wożono mnie do ogrodu, ale mogłam tylko posiadywać, fotografować i oglądać. Po kilku tygodniach jeździłam już (powolutku) sama, ale poza podlewaniem dwoma 5-litrowymi konewkami niczego jeszcze nie robiłam. Pod koniec czerwca wszystko niemalże wróciło do normy, więc i ja powoli wdrażałam się w ogrodnicze obowiązki. Niestety... nie wszystko można nadrobić i odwrócić...Dla host to stracony sezon, ale tym bardziej o nie dbam, by przyszły powitały wiele większe i piękniejsze.

Narzuciłam sobie teraz spore tempo prac, aby choć troszkę upiększyć i zmienić ten mój raj na ziemi. O tym, co robiłam i robię będą właśnie następne , wspominkowe wpisy.






2 komentarze:

  1. Oj, jak ja Cię dobrze rozumiem - Alcatraz obrazem nędzy i rozpaczy. Nic to Pollutku, grunt że człowiek cały po spotkaniu z TIRem. Resztę czyli wszystko co trzeba się "odrobi". Nie łamaj się i żadnych usprawiedliwionek - jest jak jest i koniec!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak staram się robić, ale szkoda mi straconego czasu i ...moich host :)

      Usuń

Dziękuję za komentarz :)