Do próby zidentyfikowania moich sublokatorów skłoniło mnie wydarzenie z IX, kiedy panowały jeszcze upały. Podlewałam okolice ich gniazda, ale nie lejąc na nie, tylko na rosnące w odległości ok. 0,5-1 m hosty i Glaucidium palmatum. Opadły moją rękę i jedna z nich mnie użądliła. Została dziurka, żądła nie było. Nigdy w życiu tak nie spuchłam , choć sporo razy byłam dziabana. Ból był niesamowity a opuchlizna nie zeszła, jak zawsze szybko a utrzymywała się kilka dni. Bardzo to wszystko było bolesne i zaskoczyło mnie. Zaczęłam szukać informacji i znalazłam wpis pewnego utytułowanego pana o osach ziemnych, które trzeba skutecznie zwalczyć, gdyż potrafią być niebezpieczne. Zachowanie os ( bo to prawdopodobnie one) umotywował upałami...Napisał, iż temperatura w gnieździe ziemnym jest 5-10 C wyższa niż na zewnątrz i to wpływa na ich większą aktywność i drażliwość. Proponował wynajęcie profesjonalnej firmy do zniszczenia gniazd.
Do tamtej pory nie zrobiły mi krzywdy i tak prawdę powiedziawszy nie wiem, jaką role wyznaczyła im Matka Natura- czy są szkodnikami, czy sprzymierzeńcami w ogrodzie. Nie mam odpowiedniej wiedzy i jednak miałam wątpliwości, czy chciałabym likwidować to gniazdo.
Koleżanka opisała mi przypadek jej męża, który niemal zakończył się tragicznie : ubiegłoroczne użądlenia stanowiło dawkę uczulającą, zaś jedno, tegoroczne - wywołującą , groźną dla życia. Życie mężowi koleżanki uratowała zdecydowana reakcja - zastrzyk epipenu (szybka duża dawka adrenaliny)., kiedy pojawiły się pierwsze objawy mrowienia i drętwienia w wargach i palcach ( użądlenie w łydkę!).
25.X.2015, ponieważ mimo chwilowo pokazującego się słońca nie zauważyłam żadnego ruchu w okolicy gniazda os ziemnych, odrzuciłam na bok pień, aby zobaczyć, jak sprawa wygląda....
Po pierwsze, zobaczyłam niegłęboki korytarzyk wydrążony w ziemi a w nim nieżywe osy. Ich czas życia, wraz z jesienią i pierwszymi przymrozkami, dobiegł końca.Z gniazda w następnym sezonie wyleci nowe pokolenie, które znów zakończy życie , gdy pojawią się przymrozki.
A po trzecie ? Myśląc o gnieździe w ziemi, wyobrażałam sobie coś w rodzaju korytarzy z ew. centralną 'komnatą' , więc to, co zobaczyłam , zaskoczyło mnie zupełnie! W ziemi wydrążony jest otwór o kształcie cylindra, którego ścianki są idealnie proste i tak ubite, że nawet jedna grudka ziemi nie ma prawa się osypać. Na środku, oddalone od każdej ścianki o ok. 2 cm spoczywa gniazdo - misterne i nieco podobne kształtem do wielkiego kokosa! Widywałam gniazda dzikich os, czy szerszeni, ale podwieszone- na drzewie, czy u belki na strychu, ale to, podziemne, zrobiło na mnie wielkie wrażenie.
Teraz, gdy obrońcy gniazda nie żyją, mogę je zapakować i bez obawy wywieźć do lasu. Myślę, że mądra Matka Natura nie powołała ich do życia bez celu - muszą stanowić jakiś malusieńki trybik w wielkiej, skomplikowanej maszynie, której mimo postępu nauki, nie jesteśmy w stanie do końca zrozumieć i... zaakceptować.
Niesamowita historia..! Ależ światy mamy pod nogami. Dobrze, że uczuliłaś artykułem na takie sytuacje. I cieszę się, że wyniosłaś gniazdo do lasu. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTo naprawdę wygląda niebezpiecznie :(
OdpowiedzUsuńWłaśnie budują u nas albo zbudowały a u nas dzieci i psy. Boję się 🙄
OdpowiedzUsuńW tym przypadku należy być ostrożnym
OdpowiedzUsuńInteresujący ten wpis!
OdpowiedzUsuńNiesamowicie fajne tematy
OdpowiedzUsuńAch te osy !
OdpowiedzUsuńże też to nei wymrze
OdpowiedzUsuńO rany! To wygląda strasznie
OdpowiedzUsuńniesamwoity wpis
OdpowiedzUsuńMam uczulenie na osy
OdpowiedzUsuńno neizle niezle
OdpowiedzUsuń