wtorek, 26 lutego 2013

23 dni do wiosny...

...i jakoś coraz trudniej znieść tą szarzynę przetykaną płatami białego śniegu. Chodzę po przydomowym ogrodzie, oglądam wybijające nieśmiało , zielone czuprynki krokusów i żonkili, sprawdzam, czy glicynia zawiązała pąki i czy zima nie wyrządziła im szkody. Do tej pory,  mrozy były łaskawe dla roślin , wyglądają o niebo lepiej, niż po ubiegłej zimie.

Na moim parapecie już mam namiastkę wiosny , setkami malutkich kwiatów rozbuchały się hiacynty a ich odurzający zapach roznosi się po całym domu.

Wysadzałam je na przełomie XI/XII , po 3-4 w jedną donicę. Potem, niemal nie podlewając trzymałam w kompletnie ciemnej piwnicy, aby się nieco 'wyciągneły'. Gdybym trzymała je w cieple i jasnym pomieszczeniu, byłyby raczej niziutko nienaturalne i szybko rozwinęłyby pąki. Owszem były niemal albinosami, ale kiedy pąki już się wykształciły, przeniosłam je na okna i po kilku dniach odzyskały barwę.


Z hiacyntami w sumie, można robić wszystko i pędzić o każdej porze roku, nawet w ozdobnym kieliszku z odrobinką wody. Trzeba tylko jesienią zadbać o zakup cebul i przechowywać je w chłodnym miejscu.  Co rok kupuje ich nową porcję a potem wysadzam do ogrodu.  Teraz, do kwitnienia szykuje się ... lilia azjatycka.


na zdjęciach trzy odmiany hiacyntów: fioletowy Woodstock, różowy Jan Bos i biały White Pearl


















  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz :)