czwartek, 17 września 2015

Wąwóz paprociowy cz.I

Z zamiarem budowy wąwozu dla paproci nosiłam się od roku, ale ciągle zmieniałam koncepcje jego położenia.Chciałam, aby był położony w bardziej 'dzikiej' części ogrodu, w okolicach wielkiego dębu, ale niemożnośc zapewnienia w tym miejscu cienia roślinom a tym bardziej nawadniania go w to suche i upalne lato spowodowały, iż zdecydowałam się na wyjście - moim zdaniem - najlepsze z ... tych gorszych.Wiosną tego roku zadecydowałam o zapięciu na ostatni guzik Sławojkowa, więc równolegle z budową okręgu dryopterisowego, powstały w najbardziej zapuszczonym , wstydliwym miejscu,  fundamenty pod mury oporowe wąwozu.


Mury musiały być ceglane, bo miały wspierać tony wysoko usypanej ziemi. Postanowiłam więc, że upodobnię je do narożnika zrujnowanego domu - stąd okno i dwie przypory od zewnętrznej strony. Cegły kładzione były na zaprawę wapienną, bowiem chciałabym, aby szczeliny zostały zasiedlone przez siewki paproci i inne roślinne drobinki. Fundamenty zostały wylane w IV a po 15.VI ruszyła budowa , grubych na 2 cegły ścian ( fot.19.VI )

Wysypywałam pod nie każdą taczkę ziemi pozyskanej na działce - z wszelkich wykopywanych pod rośliny dołów i z pogłębiania ścieżek. Nie chciałam kupować 'obcej' ziemi, bo przekonałam się, że często wraz z nią wprowadzają się na moją działkę obce chwasty, które ciężko zwalczyć ( podagrycznik, rdesty i trawy bagienne). Jednak wąwóz,  to dwa stoki, więc po przeciwnej stronie muru usypywałam pryzmę oczyszczonej z trwałych chwastów ziemi, która po ukształtowaniu ,miała się stać przeciwległym, niższym stokiem.

Na początku VII   mur został dociągnięty do docelowej wysokości, tylko okno nie dostało nadproża.Aby nieco optycznie podnieść oba stoki, dodatkowo wybrałam ziemię ze ścieżek je rozdzielających,na ok 15-30 cm ,  później zaś pogłębiłam wszystkie ścieżki w okolicach wąwozu.W poł. VII posadziłam za murami pierwsze trzy różaneczniki : były to straszliwe sparzone 'Grazielle' ,które wcześniej dostały zbyt gorące stanowisko a od wschodniej strony , pierwsze hosty , przeniesione z Alei Olbrzymów.


Ponieważ cały VII panowały straszliwe upały, prace bardzo powoli posuwały się do przodu...Najpierw wykończyłam mniejszy stok, posadziłam rośliny ( głównie młode języczniki i paprotniki)  a potem, ponieważ ścieżki zaczęły zarastać chwastami, wykartonowałam je i wysypałam trocinami.Na bieżąco musiały być tez zapierane, bo moja piaszczysta ziemia zaczęła je szybko zasypywać.Wykorzystałam do tej pracy kawałki desek, które były wbijane młotkiem wprost w ziemię.


 Pod koniec VIII niższy stok był już całkowicie obsadzony i wyściółkowany korą. Rośliny systematycznie podlewane przybierały ładnie na masie , wypuszczając wciąż nowe frondy. W tym stanie robót zastał mnie poczatek IX... W pierwszych 2-3 dniach miesiąca musiałam przyspieszyć prace , gdyż zbliżał się termin targów w Berlinie i miał przyjechać Tomasz , którego niecnie zamierzałam wykorzystać przy komponowaniu nasadzeń na wyższym stoku.


  Wyższy stok nie był jednak gotowy. Zwały luźno usypanej ziemi nie nadawały się do sadzenia roślin, trzeba było szybko zmienić je w wygodne tarasy. Do przyjazdu Tomasza pozostały 3 dni! Miałam dylemat : zakup kamienia ze względów finansowych nie wchodził w rachubę, poza tym , przekonałam się , że w upały kamień kumuluje ciepło i dodatkowo przyczynia się do parzenia roślin...


 Drewno??? Miałam na przyszopiu pocięte grube gałęzie, które obficie sypią się z okolicznych drzew ... Szkoda mi było je spalać , więc składałam pod daszkiem, tak w razie czego . Właśnie te gałęzie i pniaki posłużyły mi do zapierania tarasów stoku...
Dość szybko, poziom po poziomie , moje tarasy wyłaniały się z masy ziemi.Praca nie była ciężka, zwłaszcza,że chwilowo upały odpuściły, ale za to dzień zrobił się nagle wyraźnie krótszy!


Prawdę powiedziawszy, po zakończeniu prac podłamałam się! Moja praca wydała mi się bez sensu, bo tarasy wyglądały okropnie i kojarzyły mi się z... piastowskimi warowniami . Od razu nazwałam mój stok  Biskupinem . Miałam nadzieję jednak, iż rośliny nieco zasłonią ten wstydliwy owoc mojej pracy.






W takim właśnie stanie , zastał mój Biskupin Tomasz, który wykazał się sporą dozą opanowania W poniedziałek, po powrocie z Berlina złapał za taczkę i szpadel a mnie kazał się zająć swoją robotą . Pod Biskupinem , taczka za taczką zaczęły pojawiać się wykopane tu i ówdzie paproty ... 

 Cd, w następnym wpisie
"Wąwóz paprociowy cz.II"

Zapraszam



2 komentarze:

  1. Jestem pod wrażeniem skali przedsięwzięcia. Będzie pięknie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. :) Czekam z niecierpliwością, aż rośliny się rozrosną- szczególnie języczniki na mniejszym stoku.

      Usuń

Dziękuję za komentarz :)